środa, 10 czerwca 2015

TA-TA-TA-TA-TA.. - o rodzicielstwie z perspektywy taty

 
Twoje życie się zmieni…

To chyba najczęstsze słowa jakie słyszałem mówiąc znajomym, że będę miał dziecko. Chwile później pojawiało się zwykle rozwinięcie i doprecyzowanie myśli rozmówcy, niestety w większości przypadków nakreślające negatywnie najbliższą przyszłość: "wyśpij się, bo przez najbliższe lata się nie wyśpisz”, „skończyły się spotkania ze znajomymi”, „pieluchy, płacz i jeszcze raz pieluchy”, „wyjazdy to pewnie będziecie musieli odłożyć na najbliższe lata”, „dziecko w sypialni, to o dobrym seksie możesz już zapomnieć”, no i wiele innych podobnych „gratulacyjnych” haseł wypłynęło z ust moich znajomych. Co ciekawe zarówno od tych, którzy mają dzieci jak i od tych którzy nie mają..


Wygląda na to, ze rodzicielstwo nie ma zbyt pozytywnego wizerunku w naszym kraju, pewnie gdybyśmy zrobili proste badanie i zapytali 100 losowych przechodniów o skojarzenia ze słowem rodzicielstwo  w pierwszej kolejności pojawiłyby się słowa: wyrzeczenia, trud, pot i łzy.

Być może nie powinienem się głośno wypowiadać na tak poważne tematy, gdyż rodzicem jestem dopiero od 9-ciu miesięcy i ciężko będzie mi dyskutować z osobami z doświadczeniem 5-cio, 15-sto lub 20-sto letnim, lub z tymi którzy mają 5 lub 8 dzieci. Myślę jednak, że mogę się wypowiedzieć jak zmieniało się moje postrzeganie bycia rodzicem przez ostatnie półtora roku.


Radość i lęk

To chyba najkrótsza definicja emocji, jakie pojawiły się we mnie tuż po otrzymaniu informacji „będziemy mieli dziecko”. Radość, bo bardzo chciałem, aby ktoś dołączył do naszej rodziny. Lęk, bo nowe i nieznane. Radość okazać było łatwo, bo była oczekiwana przez wszystkich, z lękiem już tak prosto nie było… nie jest to zbyt popularne, aby facet czegoś się bał, szczególnie w sytuacji tak radosnej. No, a wewnętrzne i zewnętrzne blokady raczej nie pozwalały mi szukać wsparcia w żonie, po głowie chodziły mi słowa „teraz musisz być wsparciem dla żony, musisz być silny”. Z perspektywy tych kilku miesięcy widzę, ze to były pierwsze słowa, które dałem sobie wpić przez  pomocne społeczeństwo ;)

Posłuchaj młody..

Jak już mówiłem, radość była przez wszystkich oczekiwana – ale oczekiwana jak czerwona płachta przez byka – by w nią z impetem uderzyć, by opowiedzieć o wszelkich niedogodnościach jakie pojawią się za te kilka miesięcy. Gdy patrzę na okres ciąży z perspektywy czasu to wydaje mi się, że już sama moja obecność wywoływała wśród ludzi tendencję do opowiadania: o porodach (swoich, oraz swoich znajomym i znajomych znajomych), o pękniętych kroczach, o nieprzespanych nocach, pieluchach, kolkach … To był czas, gdy mój lęk przerodził się w pewnego rodzaju przerażenie, a to co jest ciekawe - radość się nie zmniejszała, a nawet rosła i zmieniała się w oczekiwanie.


A jakim będę ojcem

Kolejny etap związany był z odpowiedzią na pytanie „czy będę dobrym ojcem”. To pytanie dosyć szybko zaczęło ewoluować w inne – chyba bardziej sensowne pytanie „jakim ojcem chciałbym być”. Wydaje się, że to pytanie zostanie ze mną na długie lata – mam zamiar zadawać je sobie dosyć często i nie ustać w poszukiwaniach odpowiedzi.

Poród…i normalne życie

Chwila, gdy pierwszy raz zobaczyłem swojego syna, to taki moment życia którego nie zaponę nigdy… no, ale chwilę potem (no jeszcze pępkowe było po drodze ;) wyszliśmy do domu i zaczęło się …. normalne życie. Oczywiście trochę się pozmieniało, oczywiście bywa ciężko, ale na pewno to normalne życie nie przypomina większości historii opisanych przez „życzliwych”. Udaje nam się spotykać z przyjaciółmi nie rzadziej niż wcześniej, Jasiu uwielbia ciocie i wujków, którzy potrafią wozić go na rowerze, zainteresować brzęczącą puszką piwa czy pokazać czym różni się korą drzewa iglastego od liściastego.


Sporo też podróżujemy, rzeczywiście musimy więcej czasu poświęcić na logistykę, próbować wstrzelić wyjazd w drzemkę, no ale udało się już odwiedzić kilka miejsc w Polsce, a za chwilę zwiedzimy wspólnie Sycylię. Zapewne okaże się, ze wymarzony Istambuł to nie plan na „za 5 lat” ale już na przyszły rok.
 


Jeśli potrzebujemy wyjść na zakupy lub wyskoczyć wieczorem do miasta ze znajomymi niesłychanie pomocna okazuje się instytucja dziadków ;)

A do tego dokładają się zupełnie nowe emocje, których nie da się przeżyć z nikim innym tylko z własnym dzieckiem. Te wszystkie uśmiechy, którymi mnie wita, pierwszy siad, pierwsze raczkowanie, karmienia, kąpania… jakoś o tych wzruszających i pięknych momentach mniej słyszałem od ludzi ;)
 
 
 


To może zmierzajmy w kierunku podsumowań, bo kilku rzeczy przez te kilka miesięcy nauczyłem się na własnej skórze:

Nie warto brać wszystkiego samemu na klatę

Myślę, że dzisiaj jestem w stanie dzielić się z żoną obawami, lękami i strachami – korona mężczyzny nie spada mi z głowy. Wydaje się, ze dzięki temu jesteśmy sobie jeszcze bliżsi, a ja nie kumuluję w sobie tych wszystkich złych emocji.

Nie koniecznie ludzie mądrze prawią

Tutaj mam dwa ciekawe dla mnie spostrzeżenia – wydawało mi się, ze zwykle zdanie innych „obcych” ludzi mało mnie obchodzi – że mam swój światopogląd. W tym przypadku widzę ewidentnie, że dałem sobie nawtykać do głowy różnych strachów. No i drugie – zastanawiam się jak to jest, ze gdy ludzie mówią o swoich dzieciach, to zwykle opowiadają jakie to wspaniałe jest rodzicielstwo, a gdy doradzają innym jak to będzie to wyrzucają z siebie dużo frustracji.

Jak masz plan do dasz radę

Sporo rozmawialiśmy z żoną o tym jakimi chcemy być rodzicami, jakie wartości chcemy przekazywać dzieciom. W pewnym momencie stworzyliśmy tzw. „misję rodziny” - kilka punktów opisujących wartości rodziny, które chcemy rozwijać i przekazywać dalej. Tego typu wskazówka od samego początku pomagała nam podejmować różnego rodzaju decyzje i podążać w pewnym wybranym kierunku.

No i najważniejsze – z dzieckiem jest super, nawet jak jest ciężko to też jest fajnie :)
 
 
***
 
Tatusiowie - a jaka jest wasza perspektywa? :)

11 komentarzy:

  1. Aniu zastanawia mnie dlaczego oddajesz dziecko do żłobka, skoro macierzyństwo tak Cię NIBY pochłania. Brak kasy za urlop rodzicielski i się poddajesz? Nie można opiekować się za darmo? Piotrek karmi Jasia butelką- naprawdę nie dałaś rady karmić sama/piersia? Artykuł o przygotowaniu weków na kilka dni- lenistwo i brak dbałości o dziecko. naprawdę nie ma się czym chwalić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Droga Anonimowa /-y, Jasiu pójdzie do żłobka jak skończy roczek, nie widzę w tym fakcie nic gorszącego. Lubię swoją pracę i nigdy nie zamierzałam z niej rezygnować. Nie uważam, że przez fakt chodzenia do żłobka mój syn będzie miał gorsze dzieciństwo.
      Piersią cały czas karmię, jak może się orientujesz, mleko można odciągnąć i podać dziecku w butelce..
      Co zaś do posiłków, nie widzę nic złego w mrożeniu - skoro można mrozić odciagniete mleko, to chyba marchewce też się nic nie stanie? Poza tym ja nikogo nie namawiam do niczego, tylko opisuję naszą rzeczywistość. jeśli komuś się nie podoba mój sposób postępowania, to nie musi go naśladować.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Ja tez lubię pracę ( pieniądze). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Droga Anonimowa, a dla mnie Ania jest przykładem, że można być dobrą mama, która dba o siebie i swojego malucha. Nie trzeba być stereotypową "męczennica" stojącą cały czas przy garach, zmieniającą pieluchy i dająca cyca... Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Potwierdza to nie tylko sama Ania ale także naukowe badania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Skoro nie widzisz nic gorszącego w wysyłaniu Jasia do żłoba, to dlaczego nie poszedł wcześniej? Odpowiedź jest bardzo prosta.KASA. Skoro lubisz swoją pracę, pojawia się pytanie, dlaczego to Ty, a nie Twój kochający mąż poszłaś na urlop rodzicielski. Czy poświęcił dziecku chociaż 1 miesiąc, opiekując się nim nie tylko wieczorami i w weekendy ? Nie widzisz nic złego w mrożeniu jedzenia? Rozumiem, że z ukochanym mężem również mrozisz sobie obiadki i jecie je przez 3 dni. Piszesz o sobie AKTYWNA mama. Jak dla mnie niestety LENIWA

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy, niestety Ania publikując te wypociny pokazuje, że nie dba o swoje dziecko. Piszesz, że nie trzeba być stereotypową męczennicą i dającą cyca. Ania z tego co napisała daje cyca, zmienia pieluchy- więc chyba ją obraziłaś. Poza tym blog jest po prostu martwy, a Ania reanimuje go i traci czas, na głupoty. Ucieczka od dziecka, męża i smutnej rzeczywistości?

    OdpowiedzUsuń
  6. Pani Anno, jestem tu no - prawie pierwszy raz. Nie wiem co to za paskudne dewoty publikują te niemiłe komentarze, ale jedno jest pewne - to paskudne dewoty :) Każdy żyje jak chce i można wiele rzeczy pogodzić, nie rozumiem takiej niekonstruktywnej krytyki. Weki? Well done, inni kupują słoiki w hipermarkecie :)) A powrót do pracy to rzecz normalna i wręcz oczywista, tu chyba nie ma z czym dyskutować. Wielkie ukłony dla mam, które tak umiejętnie wszystko godzą! A skoro pisanie bloga te panie uważają za stratę czasu, to ewidentnie tracą czas czytając...Będzie lepiej jak wrócą do garów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :-) "paskudne dewoty" - podoba mi się :-) serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  7. Cóż, każdy ma inną wizję macierzyństwa. Najważniejsze, żeby dzieci były zdrowe, najedzone i szczęśliwe :-)
    Ps. Dziś zrobiłam osiem weków na wakacje. Będę je mogła leniwie ogrzewać w górach :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże, "paskudne dewoty" to mało powiedziane :O Strasznie współczuję tej osobie, która pisze takie straszne bzdury, musi być niesamowicie nieszczęśliwa i sfrustrowana.
    Super wpis, mimo że jestem kobietą, to mam identyczne odczucia. Ile mnie straszono, o matko! Aż się żyć odechciewało. A okazuje się, że jest super, a życie zmieniło się DUŻO mniej, niż się spodziewałam. Tysiąc razy mniej.
    Dziękuję też za wpis o basenie, tak tu trafiłam. Zaraz jedziemy na Nową Gdynię, zastanawiałam się jak to wszystko zorganizować. No to lecimy! :)

    OdpowiedzUsuń