Twoje życie się zmieni…
To chyba najczęstsze słowa jakie
słyszałem mówiąc znajomym, że będę miał dziecko. Chwile później pojawiało się
zwykle rozwinięcie i doprecyzowanie myśli rozmówcy, niestety w większości
przypadków nakreślające negatywnie najbliższą przyszłość: "wyśpij się, bo przez najbliższe
lata się nie wyśpisz”, „skończyły się spotkania ze znajomymi”, „pieluchy, płacz
i jeszcze raz pieluchy”, „wyjazdy to pewnie będziecie musieli odłożyć na
najbliższe lata”, „dziecko w sypialni, to o dobrym seksie możesz już zapomnieć”,
no i wiele innych podobnych „gratulacyjnych” haseł wypłynęło z ust moich
znajomych. Co ciekawe zarówno od tych, którzy mają dzieci jak i od tych którzy
nie mają..
Wygląda na to, ze rodzicielstwo
nie ma zbyt pozytywnego wizerunku w naszym kraju, pewnie gdybyśmy zrobili
proste badanie i zapytali 100 losowych przechodniów o skojarzenia ze słowem
rodzicielstwo w pierwszej kolejności
pojawiłyby się słowa: wyrzeczenia, trud, pot i łzy.
Być może nie powinienem się
głośno wypowiadać na tak poważne tematy, gdyż rodzicem jestem dopiero od 9-ciu
miesięcy i ciężko będzie mi dyskutować z osobami z doświadczeniem 5-cio, 15-sto lub 20-sto letnim, lub z tymi którzy mają 5 lub 8 dzieci. Myślę jednak,
że mogę się wypowiedzieć jak zmieniało się moje postrzeganie bycia rodzicem
przez ostatnie półtora roku.
Radość i lęk
To chyba najkrótsza definicja
emocji, jakie pojawiły się we mnie tuż po otrzymaniu informacji „będziemy mieli
dziecko”. Radość, bo bardzo chciałem, aby ktoś dołączył do naszej rodziny. Lęk,
bo nowe i nieznane. Radość okazać było łatwo, bo była oczekiwana przez
wszystkich, z lękiem już tak prosto nie było… nie jest to zbyt popularne, aby
facet czegoś się bał, szczególnie w sytuacji tak radosnej. No, a wewnętrzne i
zewnętrzne blokady raczej nie pozwalały mi szukać wsparcia w żonie, po głowie
chodziły mi słowa „teraz musisz być wsparciem dla żony, musisz być silny”. Z
perspektywy tych kilku miesięcy widzę, ze to były pierwsze słowa, które dałem
sobie wpić przez pomocne społeczeństwo
;)
Posłuchaj młody..
Jak już mówiłem, radość była
przez wszystkich oczekiwana – ale oczekiwana jak czerwona płachta przez byka – by
w nią z impetem uderzyć, by opowiedzieć o wszelkich niedogodnościach jakie pojawią
się za te kilka miesięcy. Gdy patrzę na okres ciąży z perspektywy czasu to
wydaje mi się, że już sama moja obecność wywoływała wśród ludzi tendencję do
opowiadania: o porodach (swoich, oraz swoich znajomym i znajomych znajomych), o
pękniętych kroczach, o nieprzespanych nocach, pieluchach, kolkach … To był
czas, gdy mój lęk przerodził się w pewnego rodzaju przerażenie, a to co jest
ciekawe - radość się nie zmniejszała, a nawet rosła i zmieniała się w
oczekiwanie.
A jakim będę ojcem
Kolejny etap związany był z
odpowiedzią na pytanie „czy będę dobrym ojcem”. To pytanie dosyć szybko zaczęło
ewoluować w inne – chyba bardziej sensowne pytanie „jakim ojcem chciałbym być”.
Wydaje się, że to pytanie zostanie ze mną na długie lata – mam zamiar zadawać
je sobie dosyć często i nie ustać w poszukiwaniach odpowiedzi.
Poród…i normalne życie
Chwila, gdy pierwszy raz
zobaczyłem swojego syna, to taki moment życia którego nie zaponę nigdy… no, ale
chwilę potem (no jeszcze pępkowe było po drodze ;) wyszliśmy do domu i zaczęło
się …. normalne życie. Oczywiście trochę się pozmieniało, oczywiście bywa
ciężko, ale na pewno to normalne życie nie przypomina większości historii
opisanych przez „życzliwych”. Udaje nam się spotykać z przyjaciółmi nie
rzadziej niż wcześniej, Jasiu uwielbia ciocie i wujków, którzy potrafią wozić
go na rowerze, zainteresować brzęczącą puszką piwa czy pokazać czym różni się
korą drzewa iglastego od liściastego.
Sporo też podróżujemy,
rzeczywiście musimy więcej czasu poświęcić na logistykę, próbować wstrzelić
wyjazd w drzemkę, no ale udało się już odwiedzić kilka miejsc w Polsce, a za
chwilę zwiedzimy wspólnie Sycylię. Zapewne okaże się, ze wymarzony Istambuł to
nie plan na „za 5 lat” ale już na przyszły rok.
Jeśli potrzebujemy wyjść na
zakupy lub wyskoczyć wieczorem do miasta ze znajomymi niesłychanie pomocna
okazuje się instytucja dziadków ;)
A do tego dokładają się zupełnie
nowe emocje, których nie da się przeżyć z nikim innym tylko z własnym
dzieckiem. Te wszystkie uśmiechy, którymi mnie wita, pierwszy siad, pierwsze
raczkowanie, karmienia, kąpania… jakoś o tych wzruszających i pięknych
momentach mniej słyszałem od ludzi ;)
To może zmierzajmy w kierunku
podsumowań, bo kilku rzeczy przez te kilka miesięcy nauczyłem się na
własnej skórze:
Nie warto brać wszystkiego samemu na klatę
Myślę, że dzisiaj jestem w stanie
dzielić się z żoną obawami, lękami i strachami – korona mężczyzny nie spada mi
z głowy. Wydaje się, ze dzięki temu jesteśmy sobie jeszcze bliżsi, a ja nie
kumuluję w sobie tych wszystkich złych emocji.
Nie koniecznie ludzie mądrze prawią
Tutaj mam dwa ciekawe dla mnie
spostrzeżenia – wydawało mi się, ze zwykle zdanie innych „obcych” ludzi mało
mnie obchodzi – że mam swój światopogląd. W tym przypadku widzę ewidentnie, że
dałem sobie nawtykać do głowy różnych strachów. No i drugie – zastanawiam się
jak to jest, ze gdy ludzie mówią o swoich dzieciach, to zwykle opowiadają jakie
to wspaniałe jest rodzicielstwo, a gdy doradzają innym jak to będzie to
wyrzucają z siebie dużo frustracji.
Jak masz plan do dasz radę
Sporo rozmawialiśmy z żoną o tym
jakimi chcemy być rodzicami, jakie wartości chcemy przekazywać dzieciom. W
pewnym momencie stworzyliśmy tzw. „misję rodziny” - kilka punktów opisujących wartości
rodziny, które chcemy rozwijać i przekazywać dalej. Tego typu wskazówka od
samego początku pomagała nam podejmować różnego rodzaju decyzje i podążać w
pewnym wybranym kierunku.
No i najważniejsze – z dzieckiem jest
super, nawet jak jest ciężko to też jest fajnie :)
***
Tatusiowie - a jaka jest wasza perspektywa? :)
Aniu zastanawia mnie dlaczego oddajesz dziecko do żłobka, skoro macierzyństwo tak Cię NIBY pochłania. Brak kasy za urlop rodzicielski i się poddajesz? Nie można opiekować się za darmo? Piotrek karmi Jasia butelką- naprawdę nie dałaś rady karmić sama/piersia? Artykuł o przygotowaniu weków na kilka dni- lenistwo i brak dbałości o dziecko. naprawdę nie ma się czym chwalić.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńDroga Anonimowa /-y, Jasiu pójdzie do żłobka jak skończy roczek, nie widzę w tym fakcie nic gorszącego. Lubię swoją pracę i nigdy nie zamierzałam z niej rezygnować. Nie uważam, że przez fakt chodzenia do żłobka mój syn będzie miał gorsze dzieciństwo.
UsuńPiersią cały czas karmię, jak może się orientujesz, mleko można odciągnąć i podać dziecku w butelce..
Co zaś do posiłków, nie widzę nic złego w mrożeniu - skoro można mrozić odciagniete mleko, to chyba marchewce też się nic nie stanie? Poza tym ja nikogo nie namawiam do niczego, tylko opisuję naszą rzeczywistość. jeśli komuś się nie podoba mój sposób postępowania, to nie musi go naśladować.
Pozdrawiam.
Ja tez lubię pracę ( pieniądze). Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDroga Anonimowa, a dla mnie Ania jest przykładem, że można być dobrą mama, która dba o siebie i swojego malucha. Nie trzeba być stereotypową "męczennica" stojącą cały czas przy garach, zmieniającą pieluchy i dająca cyca... Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Potwierdza to nie tylko sama Ania ale także naukowe badania :)
OdpowiedzUsuńSkoro nie widzisz nic gorszącego w wysyłaniu Jasia do żłoba, to dlaczego nie poszedł wcześniej? Odpowiedź jest bardzo prosta.KASA. Skoro lubisz swoją pracę, pojawia się pytanie, dlaczego to Ty, a nie Twój kochający mąż poszłaś na urlop rodzicielski. Czy poświęcił dziecku chociaż 1 miesiąc, opiekując się nim nie tylko wieczorami i w weekendy ? Nie widzisz nic złego w mrożeniu jedzenia? Rozumiem, że z ukochanym mężem również mrozisz sobie obiadki i jecie je przez 3 dni. Piszesz o sobie AKTYWNA mama. Jak dla mnie niestety LENIWA
OdpowiedzUsuńAnonimowy, niestety Ania publikując te wypociny pokazuje, że nie dba o swoje dziecko. Piszesz, że nie trzeba być stereotypową męczennicą i dającą cyca. Ania z tego co napisała daje cyca, zmienia pieluchy- więc chyba ją obraziłaś. Poza tym blog jest po prostu martwy, a Ania reanimuje go i traci czas, na głupoty. Ucieczka od dziecka, męża i smutnej rzeczywistości?
OdpowiedzUsuńPani Anno, jestem tu no - prawie pierwszy raz. Nie wiem co to za paskudne dewoty publikują te niemiłe komentarze, ale jedno jest pewne - to paskudne dewoty :) Każdy żyje jak chce i można wiele rzeczy pogodzić, nie rozumiem takiej niekonstruktywnej krytyki. Weki? Well done, inni kupują słoiki w hipermarkecie :)) A powrót do pracy to rzecz normalna i wręcz oczywista, tu chyba nie ma z czym dyskutować. Wielkie ukłony dla mam, które tak umiejętnie wszystko godzą! A skoro pisanie bloga te panie uważają za stratę czasu, to ewidentnie tracą czas czytając...Będzie lepiej jak wrócą do garów ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :-) "paskudne dewoty" - podoba mi się :-) serdecznie pozdrawiam!
UsuńCóż, każdy ma inną wizję macierzyństwa. Najważniejsze, żeby dzieci były zdrowe, najedzone i szczęśliwe :-)
OdpowiedzUsuńPs. Dziś zrobiłam osiem weków na wakacje. Będę je mogła leniwie ogrzewać w górach :-)
Boże, "paskudne dewoty" to mało powiedziane :O Strasznie współczuję tej osobie, która pisze takie straszne bzdury, musi być niesamowicie nieszczęśliwa i sfrustrowana.
OdpowiedzUsuńSuper wpis, mimo że jestem kobietą, to mam identyczne odczucia. Ile mnie straszono, o matko! Aż się żyć odechciewało. A okazuje się, że jest super, a życie zmieniło się DUŻO mniej, niż się spodziewałam. Tysiąc razy mniej.
Dziękuję też za wpis o basenie, tak tu trafiłam. Zaraz jedziemy na Nową Gdynię, zastanawiałam się jak to wszystko zorganizować. No to lecimy! :)