sobota, 1 sierpnia 2015

Niemowlak na Pietrynie - gotowy scenariusz na półdniowy wypad z rodzinką :)


Jakoś tak się przez lata przyjęło, że w praktycznie każdą niedzielę (o ile tylko jesteśmy w Łodzi i zdrowie na to pozwala) jemy obiad u moich teściów. Po obiedzie zostajemy jeszcze przez jakiś czas (odkąd urodził się Jasiu praktycznie do wieczora). Jeśli ktoś z rodziny ma urodziny lub imieniny, układ dnia za bardzo się nie zmienia - zwykle obiad jest nieco wystawniejszy i dochodzi jakieś ciacho, ewentualnie robimy grilla. Ostatnio  postanowiliśmy trochę zmienić zwyczaje.
Zaczęło się od imienin mojego męża, kiedy to pierwszy raz wybraliśmy się do escape roomu (link do posta). Był to jednak szybki wypad po tradycyjnym obiedzie, po którym wróciliśmy do domu. Tydzień temu było "Anny" i postanowiliśmy ideę rozwinąć. Poniższy scenariusz zajął nam niedzielę od 13:30 do 19:30.
Najpierw sen
Jeśli planuję jakiś intensywniejszy wypad z Jasiem (który obecnie ma już prawie 11 miesięcy), staram się, aby wszystko zaczęło się po jego przedpołudniowej drzemce. Jest ona najdłuższa i wydaje się najważniejsza - tylko jej nigdy nie opuścił, co do pozostałych, to wszystko zależy od tego, na ile dużo ciekawych bodźców jest wokół. W "zwykły nudny dzień z mamą" drzemki są 2-3, zaś "w ciekawy weekend z obojgiem rodziców" czasu wystarcza zazwyczaj tylko na tę jedną :) Zaraz po drzemce nasz syn je, przywdziewa nową pieluchę i wyruszamy na podbój Łodzi :) Jest godzina 13:30.
Pokój zagadek
Zauważyliśmy, że rodzicom męża bardzo spodobała się wizyta w zagadkowym pokoju, z którego wspólnie usiłowaliśmy się wydostać; nam z resztą też :) Postanowiliśmy to zatem powtórzyć. Tym razem poszliśmy do pokoju polecanego przez inną mamę z niemowlakiem jako ciekawy i przyjazny najmłodszym - była to "Kraina Czarów" w kŁódce (Piotrkowska 76). Ostatecznie ekipa rozrosła nam się do dwóch dziadków, babci i prababci :) Tym razem Jasiu był ciut bardziej absorbujący (choć i tak sporo czasu spędził eksplorując podłogę), na szczęście rąk do noszenia było wiele :) Udało nam się wydostać dosłownie w ostatniej minucie, zaś do postępów w ucieczce przyczynił się każdy członek rodziny. 

Obiad
Nie poczyniłam żadnej rezerwacji, pozwoliłam sobie na odrobinę spontaniczności :P Myślałam o Manekinie, ale jak zwykle była kolejka do zajęcia stolików. Innym typem była pizza z Presto, ale też nie było dla nas miejsca.. Szliśmy więc niespiesznie Pietryną szykując inspiracji i wolnych przestrzeni i tak trafiliśmy do La Vende Bistro. Naszą uwagę przykuły dwa zaparkowane przy ladzie wózki, co oznaczało, że w środku są też inne maluchy więc może Jasiowi będzie fajnie. Lokal okazał się strzałem w dziesiątkę - nie dość, że się na prawdę najedliśmy, to za obiad dla 6 osób (z napojami) zapłaciliśmy tylko 120 zł. Jasiu zaś poznał nowego kolegę i podbił serce Pani z obsługi, która dokarmiała go bagietką :)
Lody
Po obiedzie postanowiliśmy zafundować sobie deser w postaci lodów :) Tym razem zamiast Bezy Krówki z OFFa wybraliśmy Cukiernię - Lodziarnię Wasiakowie (Traugutta 2). To już piąta filia rodziny Wasiaków, która prowadzi cukiernio-kawiarnie w województwie łódzkim od 1979 roku. Swoje lody robią na miejscu - proces ten można oglądać zza szybki czekając w kolejce. Poza tradycyjnymi smakami lodów, Wasiakowie zawsze serują coś wyjątkowego. Tym razem były to lody grześkowe (orzech z pokruszonymi wafelkami - mniam..), a także.. Chłodnik litewski! Tych ostatnich może akurat nie polecę (smakowały dokładnie jak zamrożona zupa z buraczków!), ale pozostałe uwielbiam :) Jasiu oczywiście zajadał się wafelkami od lodów, a tempo miał takie, że zdążył wsunąć aż dwa nim my zmierzyliśmy się z wielkimi porcjami naszych lodów..

Spacer
Po obiedzie i lodach byliśmy już tacy pełni, że spacer był absolutnie konieczny. Naszym celem uczyniliśmy Pasaż Róży - kamienicę w bramie przy ul.Piotrkowskiej 3, którą zdobi ogromna  lustrzana mozaika. Jeśli jeszcze was tam nie było, warto! Jasiu w ramach urozmaicenia został porwany z wózka do nosidła - w ramionach swojej kochanej "baby" był bardzo zadowolony :)

Kawa
Mimo spaceru senność coponiektóch nie opuszczała, co było świetnym pretekstem, aby odwiedzić jedną z moich ulubionych kawiarni - Niebostan (w bramie na Piotrkowskiej 17 - tam gdzie kiedyś była Jazzga). Lubię to miejsce za przestrzeń (tym razem zajęliśmy jej bardzo dużo :P) i kreatywność - za fotele służą to palety, przerobione wózki z hipermarketów czy.. wanna! :) Jasiu wreszcie mógł się trochę wybiegać - wariował na wielkich siedziskach jak szalony :) przynajmniej utwierdziło mnie to, że ich planowany zakup do Jaśkowego pokoju to chyba będzie strzał w dziesiątkę :)






Po szaleństwach w Niebostanie trzeba było wrócić do naszych aut zaparkowanych daleko, daleko, w efekcie czego mieliśmy kolejny spacer :) Gdy doszliśmy do punktu początkowej zbiórki, mama spytała czy jedziemy do nich jeszcze trochę posiedzieć. Spojrzałam na zegarek - była 19:15.. Wszyscy byliśmy (pozytywnie)  zszokowani, jak ten dzień szybko zleciał. I Jasiu wytrzymał bez drzemki, ewidentnie był zadowolony, że cała najbliższa rodzina była w komplecie. To znaczy prawie - szwagier zabalował na działce i nie dotarł :P Dlatego trzeba to koniecznie powtórzyć!
***
Jeśli i wy przeżyliście ostatnio jakiś fajny dzień w Łodzi, którego scenariuszem chcielibyście się podzielić - zachęcam :) W Łodzi jest mnóstwo miejsc wartych odwiedzenia - inspirujmy się wzajemnie!

2 komentarze:

  1. Bardzo fajny blog, intensywnie się inspiruje. Ale pytanie z innej beczki. Jakiej firmy jest prezentowane na zdjęciu nosidlo no i czy polecasz?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :-) nosidło Manduca - polecam, przetyrane w górach i w miastach - zdecydowanie dało radę :-) zobacz post o Sycylii. Pozdrawiam!

      Usuń