środa, 28 października 2015

Dzień z życia mamy pracującej



Dziś minął dokładnie miesiąc odkąd wróciłam do pracy po urlopie macierzyńskim. Dynamika naszego życia znów się zmieniła i muszę przyznać, że całkiem jestem z niej zadowolona :) Bo choć z jednej strony trochę jestem mocniej ograniczona czasowo, to jednak nadal całkiem sporo mogę (tylko popołudniowe godziny szczytu czasem utrudniają plany..). Jeśli jesteście ciekawi jak wygląda teraz mój przeciętny dzień, zapraszam do lektury postu.



7:00 - wibruje budzik. Wcześniej dzwonił sobie cichutko, ale Jasiu i tak to słyszał i budził się natychmiast. Teraz udaje mi się (zwykle, bo oczywiście są wyjątki) spokojnie umyć się, uczesać,  nawet przygotować śniadanie.

7:30 - budzę Jasia i porywam go do naszej sypialni na poranny łyk maminego mleka. Przy okazji budzimy tatę, który mimo budzika nadal śpi. Następnie przewijam i ubieram młodego, który potem ląduje na podłodze i towarzyszy nam w dalszych przygotowaniach.

7:45 - zjadamy śniadanie (Jasiu dostaje chrupka albo skubie coś od nas - oficjalne śniadanie je w żłobku) Mąż ogarnia siebie, a ja ubieram młodemu buty, kurtkę itd..

7:55 - Mąż zabiera Jasia do żłobka (musi zdążyć do 8:15 aby nasz syn dostał śniadanie), a ja się ubieram (wcześniej ciuchy do pracy są zagrożone zaślinieniem i poplamieniem) i jadę do swojej pracy - szczęśliwie mam do niej tylko niecałe 5 minut autem. Oczywiście czasem to ja muszę zawieść młodego, bo mój mąż wyjeżdża bladym świtem gdzieś poza Łódź. Wówczas po prostu bardziej się sprężam :)




8:15-15:15 WORK TIME :) Aktualnie korzystam z godzinnej przerwy dla mam karmiących i pracuję 7 godzin. Moja adaptacja po przerwie trwała około tydzień, potem z każdym dniem nabierałam wprawy i teraz po miesiącu mogę powiedzieć, że znów jestem porównywalnie efektywna. Nadal sporo twarzy i nazwisk jest dla mnie obcych i tracę trochę czasu na sprawdzaniu kto jest kim, ale lubię to co robię i cieszę się, że znów pracuję



15:30/40 - odbieram Jasia ze żłobka. Zwykle wracając robimy jakieś zakupy, idziemy na spacer albo na plac zabaw. Alternatywą jest jakieś umówione spotkanie z członkiem rodziny lub koleżanką - rzadko bo rzadko, ale zdarza się :)



17:00 - zwykle o tej porze jesteśmy już w domu i coś przekąszamy. W czasie gdy Jasiek chrupie jakiś chlebek w swoim wysokim krześle, ja podejmuję próbę choć częściowego przygotowania obiadu (często nawet się udaje). A potem zaczyna się szaleństwo :) Młody wywala wszystkie zabawki, za którymi stęsknił się przez cały dzień i zamieniamy jego pokój w pole bitwy. W międzyczasie, koło 18, dołącza do nas tata Jasia - wówczas radość naszego syna osiąga punkt kulminacyjny . Ja tez najbardziej lubię te chwile wieczorem kiedy jesteśmy we trójkę.

19:00 - Kolacja i potem kąpiel. Ten punkt nie zmienił się z biegiem czasu :) No może kolejność - kiedyś najpierw była kąpiel, a potem cycuś na uśpienie. Teraz najpierw młody je (zwykle kaszkę mleczną), a potem podczas kąpieli myje zęby (sam!)

20:00 - czas spać. Usypiamy młodego na zmianę. Choć usypiamy to może złe słowo - towarzyszymy mu w usypianiu w łóżeczku, o zwykle poprzedzone jest ostatecznym wygłupom, po których nasz syn odpada.

Wieczór to czas na relaks lub.. aktywność fizyczna lub umysłową. Osoba która nie usypia często wtedy się urywa z domu -  - na fitness, mecz, siłownię czy zajęcia z języka (Piotrek ma angielski, ja francuski). Innym razem siedzimy z lampka wina przy muzyce albo coś czytamy. Niestety odkąd wróciłam do pracy kuleję na tym polu - po prostu oczy mi się zamykają nad książką, mimo iż jest na prawdę ciekawa. Przez miesiąc dobiłam zaledwie do 200 strony, a to nie jest nawet połowa.. Liczę jednak na to, że to przejściowe i wkrótce mój organizm przywyknie do nowego stylu życia.

Wieczorem tez staram się naszykować ubranie na kolejny dzień, aby nie tracić czasu rano. Szykuje także kanapki na drugie śniadanie (przez noc w lodówce nic im się nie dzieje).
Zasypiam między 23 a 24. I już, wszystko zaczyna się od nowa :)

Oczywiście to, czego nie udało nam się zrealizować w tygodniu, nadrabiamy w weekendy. Chodzimy na spacery, jeździmy na wycieczki, spotykamy się z przyjaciółmi, chodzimy do restauracji oraz staramy się wyszukiwać jakieś atrakcje dla młodego. Niedzielne popołudnia zazwyczaj spędzamy u dziadków (czasem Jasiu nocuje tam z soboty na niedzielę podczas gdy my mamy "wychodne":)

Żeby nie było - są także wyzwania! Przez pewien okres, z uwagi na katar i kaszel Jasiu był w domu z opiekunką. Pewnego dnia, kilka minut po 7 rano dzwoni telefon. Pani Ela mówi, że nie da rady przyjechać gdyż kilka godzin wcześniej dopadła ją najprawdopodobniej jelitówka.. Co robić? Tego dnia obije z mężem mieliśmy dużo zaplanowanych spotkań, ciężko było zrobić sobie nagłe wolne. Ostatecznie po kilku telefonach udało się zorganizować opiekę, ale łatwo nie było.

Ot takie teraz nasze życie.. :)

A jak u was po powrocie do pracy? Też stajecie się ekspertami od logistyki? A co to będzie przy większej ilości dzieci..






1 komentarz:

  1. Przy większej ilości dzieci powiem Ci niedługo, bo w środę wracam do pracy😊😊😊

    OdpowiedzUsuń