poniedziałek, 14 marca 2016

Weekend z życia mamalodz (wersja z dzieckiem 1,5-rocznym :)


Pisałam to już nie raz i napiszę ponownie - nie uważam, aby pojawienie się w naszym domu dziecka wpłynęło negatywnie na nasze życie towarzyskie i aktywne spędzanie wolnego czasu. Nie licząc okresów nielicznych na szczęście zachorowań młodego, nie czujemy się uziemieni - po prostu podczas weekendów więcej niż kiedyś korzystamy z pory dnia, aniżeli nocy (przynajmniej jeśli mówimy o wyściu poza progi własnego domostwa). Dziś chciałam się podzielić z wami doświadczeniami z minionego weekendu, który zgodnie z mężem podumowaliśmy, że "był super".

SOBOTA
leniwy poranek..
7:40. Mały tuptak wytuptał z łóżeczka i szuka nas (kilka dni wcześniej wyjeliśmy mu dwa szczebelki, to jego pierwsza samodzielna "ucieczka"!). Jako typ raczej skowronka azniżeli sowy wstaję, mąż ma jeszcze trochę czasu na "dospanie". Zaczynamy jak zwykle od serii kilkunastu książeczek obrazkowych, gdzie Jasiek z pasją wskazuje kolejne zwierzęta i przedmioty. Taki poranny trening językowy :) Przerywamy gdy po raz kolejny na stronie pokazuje się banan, ostatnio ulubione danie młodego. Nie ma opcji - trzeba iść do kuchni na śniadanie (na początek banan :) W międzyczasie wstawiam jakieś pranie, rozładowuję zmywarkę. Młody praktycznie je już sam, także mogę też trochę ogarnąć kuchnię gdy on walczy z kaszką bezpieczny w swoim wysokim krześle. Po śniadnaniu powracamy do zabaw, ja staram się czytać swoją książkę, młody co jakiś czas zachęca mnie do czytania swojej. Nagle Jasiu krzyczy "tata" i zdecydowanym krokiem zmierza pod drzwi sypialni - nadszedł czas na pobudkę dla drugiego z rodziców. Gdy w łóżku trwają poranne wygłupy, ja szykuję siebie i młodego na wyjście - na 11:00 jedziemy do Gym Generation na zajęcia Zwinne żabki. Mąż w tym czasie ma trening w kosza oraz listę zakupów do wykonania.

  
(10:30) aktywne przedpołudnie..
Do Gym Generation przybywamy pół godziny przed czasem. Jasiek od razu pędzi do kącika zabaw, gdzie towarzyszy mu animatorka; ja idę negocjować z Panem jakies inne, przyjaźniejsze formy karnetów. Nie odnoszę spektakularnych sukcesów, ale zasiewam ideę karnetów "co-dwutygodniowych". Przed zajęciami zdążam jeszcze wypić kawę z inną mamą. Chwilę potem, już po 10 minutach zajęć, czyli ganiania z Jaśkiem po torach przeszkód jestem cała spocona (zapamiętuję by następnym razem przyjść w bluzce na ramiączkach), ale mam radochę widząc radość na twarzy syna. nie dość, że wytrzymuje całą godzinę zajęć, to jeszcze nie chce iść do domu! Kolejne pół godziny spędzam z tą samą mamą przy stoliku, a nasze dzieci dalej eksplorują kącik zabaw. W sumie upływają nam prawie 2 godziny- czas wracać do domu na drzemkę (i kanapkę - umieram z głodu!).



(13) drzemka..
Słońce za oknem natchnęło mnie na wiosenne porządki - wywalam rzeczy z szuflad i segreguję je na nowo. Raz na kilka miesięcy uwielbiam układać rzeczy w szafkach, na półkach. Przy okazji mogę sobie przypomnieć co i gdzie mam :) W międzyczasie mąż wraca z zakupów  i dumamy nad obiadem. Zwykle jedziemy gdzieś do miasta, jednak tym razem mamy zjeść w domu. Wcześniej jednak wykorzystujemy czas pozostały do końca drzemki Jaśka na relaks..tzn mąż czyta, a ja 'inwentaryzuję" wiklinowy kosz w łazience. Gdy młody się budzi, mój mąż przejmuje pałeczkę w czytaniu książeczek, a ja szykuję obiad..
(17:30) towarzyskie popołudnie..
W zasadzie nie mamy konkretnych planów na popołudnie.. jakieś luźne zaproszenia sprzed kliku dni.. po kilku smsach wymienionych ze znajomymi coś się jednak klaruje. Po dość późnym obiadku i krótkim odpoczynku jedziemy do mojej koleżanki z pracy, która niedawno została mamą bliźniaków. Młody jest bardzo zaciekawiony maluchami (aktualnie chłopaki maja po 4,5 miesiąca), dziwi go jednak, że nie biorą od niego żadnej z zabawek. Po kilku próbach nawiązania kontaktu odpuszcza i bawi się sam. Niestety nie mamy dużo czasu - na 18:30 umówiliśmy się w Manufakturze ze znajmomymi z Anglii, którzy akurat przylecieli do Polski. Poszukiwania odpowiedniego miejsca stają się okazją do spaceru - teren Manu jest spory, a my już praktycznie nie korzystamy z wózka - młody lubi chodzić więc gdy tylko mamy czas to staramy się dawać mu jak najwięcej sposobności do samodzielności. Decydujemy się na kręgielnię Grakula - na górze jest w miarę spokojnie, są wolne kanapy, duża przestrzeń oraz trambambula, która zachwyca Jaśka. Bijemy brawo i wiwatujemy za każdym razem gdy tatorowa piłka trafia do bramki. Koło 19:30 postanawiamy się pożegnać. Co prawda w soboty młody kłaść się trochę później niż w tygodniu (wtedy staramy się by o 20 był już w łóżku) jednak zachciało nam się czegoś słodkiego i wracając postanowiliśmy wstąpić do Szwalni Smaków. w okolicznej żabce kupuję młodemu słoiczek owocków i paczkę chrupek kukurydzianeych - dziś kolacja w wersji weekendowej :) Jaśkowi to jednak widać nie przeszkadza- ochoto macza chrupki w musie jabłkowo-bananowym, podczas gdy my zajadamy się tartą czekoladową z marakują..Rozpusta :) Do domu docieramy koło 20:30.
filmowy wieczór..
Szybka kąpiel, fragment książki, buziaki i już młody śpi.. Mąż w międzyczasie przygotował makaronową kolację  W planach filmowy wieczór z ekranizacjami Terryego Pratcheta - rozkładamy rogówkę w salonie i robimy sobie kino :)
NIEDZIELA
Jeśli chodzi o poranek, możecie przeczytać ponownie opis z soboty z tą różnicą, że dzień ten zaczął się już o 6:45 (no i na co było późniejsze pójście spać?) i na śniadanie była tradycyjna niedzielna jajecznica na parze z kiełbasa lisiecką (znacie? jeśli nie to spróbujcie - najlepsza kiełbasa na świecie!)

(11) warsztaty sensoryczne
gdyby to była zwykła niedziela, to pewnie po prostu poszlibyśmy na spacer.. jednak tym razem w planie były warsztaty multisensoryczne u Hulaj Duszy, która tego dnia zawitała do widzewskiego Fitnes Klubu RYTM - nie mogliśmy nie pójść :) poprzedniego dnia było sportowo, tym razem zas młody mógł się wybrudzić i podotykać różnego rodzaju.. substancje :)  tak zleciał nam czas do drzemki..

(13) czas dla siebie..
po warsztatach zostawiłam śpiącego młodego pod opieką męża, a sama udałam się do TEKTURA Kawa&Bistro gdzie tego dnia startował Projekt Kobieta. Niestety z racji ograniczonego czasu i późnego przybycia nie udało mi się już skorzystać z darmowych warsztatów, załapałam się jednak na pyszną karpatkę, gratisową różę, peeling i masaż dłoni oraz kupiłam sobie oryginalny t-shirt łódzkiej produkcji :) W świetnym humorze wróciłam do moich kochanych chłopaków..
(16) rodzinne popołudnie
co niedziela jeździmy do rodziców męża na obiadek - uwielbiam gdy zasiadamy do stołu w tak dużym gronie, my z Jaśkiem, rodzice, babcia, brat Piotrka.. zawsze jest wesoło, a jeszcze bardziej odkąd młody zaczął powtarzać niektóre głoski (zwłaszcza "guli-guli-guli!":P). Po obiadku idziemy na dwór skorzystać trochę z resztek słońca i świeżego powietrza. Zimno wygania nas jednak z powrotem do środka. Resztę popołudnia spędzamy przy dźwiękach fasolek i innych dziecięcych hitów z naciskiem na Pana TIK-TAKA (młody na fazę na zegary.. może znacie jakąś fajna zabawkę-zegar? najlepiej żeby grała :)
(19:30) sweet home..
wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Choć często nas nosi i lubimy bywać "na mieście" lub "w gościach",cudownie jest wrócić do siebie i spędzić wieczór w gronie najbliższych, z mężem i synem. Choc dzień zbliża się do końca, znajdujemy jeszcze chwile na kilka książeczki wygłupianki. Gdy Jasiek zasypia, my kończymy rozpoczęty wczoraj drugi film i szykujemy się mentalnie na nowy tydzień..

***
A jak wam minął ostatni weekend? W jakie miejsca lubicie zabierać swoje dzieci w wolnym czasie? Polcećcie coś :)

1 komentarz: