środa, 2 września 2015

Adaptacja do żłobka w siedmiu krokach


Decyzję o tym, że Jasiu pewnego dnia pójdzie do żłobka podjęliśmy chyba jeszcze zanim młody się urodził. Oczywiście nie była ona ostateczna, gdzieś tam w tyle głowy mieliśmy opcję niani, ale nie była nam ona zbyt bliska. Wiedzieliśmy, że gdy przyjdzie czas powrotu do pracy, nasz syn będzie już miał przeszło roczek i wierzyliśmy (albo raczej mieliśmy nadzieję), że odnajdzie się w grupie rówieśników. Jako dziecko chodziłam i do żłobka i do przedszkola  i wydaje mi się to naturalne - po to powstały te instytucje, aby pomagać rodzicom sprawować opiekę nad ich pociechami podczas gdy oni są w pracy. Poza tym wyobrażam sobie, że w żłobku jest po prostu fajnie.
O ile jeszcze ja, będąc z Jaśkiem w domu starałam się mu zapewnić dodatkowe atrakcje, o tyle nie wyobrażam sobie by pobyt w domu z ciocią-nianią jest w stanie dorównać atrakcyjności pobytu z innymi dziećmi. Wiem, wiem - są też minusy żłobka - wirusy, bakterie i inne paskudztwa, które sprawiają, że nasze dziecko musi zostać w domu, a my mamy problem. Niemniej zaryzykujemy - mam nadzieję, że tragedii nie będzie (a jak będzie, to będziemy dumać co z tym fantem zrobić..).
 
Wiele dzieci ma problem z adaptacją do żłobka (czy przedszkola). Niektóre podobno w ogóle nie nadają się do takich miejsc i po frustrujących tygodniach, a nawet miesiącach rodzice rezygnują i mama zostaje w domu lub decydują się na opiekunkę. Natomiast to zadanie rodziców, aby ułatwić swojemu dziecku start w nowe miejsce. I nie chodzi tu o to, by przez kolejne dnie czy tygodnie siedzieć z dzieckiem z żłobku - w ten sposób co najwyżej zaadaptuje się do mamy w żłobku, a nie do nowych cioć. Chodzi o to, by odpowiednio wcześniej aranżować sytuacje, dzięki którym rozstanie z mamą i pobyt w żłobku staną się dla dziecka mniej stresujące. Poniżej opisuję nasze przygotowania do żłobka krok po kroku. Czy działania były skuteczne? Przekonamy się po 10 września :)
 
 

KROK 1 - Szczepienia
 
Mają tyleż zwolenników co przeciwników. My zdecydowaliśmy się zaszczepić Jasia (szczepionką 6w1), a z uwagi na planowany żłobek rozszerzyliśmy pakiet o rotawirusy i pneumokoki. Przed nami jeszcze ospa wietrzna (dzieci żłobkowe mają ją refundowaną za okazaniem zaświadczenia z placówki - normalnie dawka kosztuje około 300zł) myślimy też o meningokokach. Nie łudzimy się, że Jasiu nie będzie chorował, bo będzie na 100%. Może jednak dzięki szczepionkom jego choroby będą miały łagodniejszy przebieg.

 
KROK 2 - Z dala od klosza
 
Nie jestem typem mamy, która dmucha i chucha na swoje maleństwo i trzyma je z dala od ludzi. Zaczęliśmy przyjmować gości jak mały miał tydzień, odkąd skończył dwa tygodnie zabierałam go na zakupy go Tesco, a gdy miał 3, miał za sobą pierwszą wizytę w restauracji (gdzie z resztą bywał potem regularnie). Zabieraliśmy go na wyjazdy weekendowe i do muzeów; jeździł pociągiem i autobusem. Bawił się w piaskownicy, a potem brudnymi rękami jadł bułkę. Nie myłam podłogi każdego dnia i nie wyparzałam smoczka za każdym razem jak upadł na podłogę. Moja przyjaciółka orzekła, że czasem nawet moje zachowania są zbyt skrajne, ale nie licząc przeziębienia na Sycylii, Jasiu przetrwał rok całkiem zdrów (tfu, tfu).Teraz zobaczymy jak poradzi sobie jego organizm w towarzystwie 28 innych dziećmi..
 
 
KROK 3 - Spotkania z innymi mamami i ich dziećmi
 
Odkąd nasze dzieciaki skończyły 3 miesiące, starałyśmy się regularnie spotykać nie tylko na spacerach  wózkiem, ale także w naszych domach. Dzieciaki oswajały się ze swoim towarzystwem, a my mogłyśmy powymieniać się doświadczeniami czy po prostu pogadać o pierdołach.  Z czasem na spotkaniach było nas coraz więcej, było też coraz weselej, bo maluchy najpierw pełzały, potem raczkowały, a teraz większość już chodzi :)
 
KROK 4 - Bywanie w miejscach gdzie są inne dzieci / dorośli i jest głośno

Gdy Jasiu skończył pół roku zaczęłam z nim chodzić na zajęcia Aktywna mama do Fitness Klubu Rytm. Gdy już sam siedział (jakiś miesiąc później) dołączyliśmy do grupy "Go BABY" w Baby Club Cafe , zaczęliśmy też bywać na basenie. Coraz częściej gościliśmy na placu zabaw - na huśtawce i w piaskownicy. Wreszcie wybraliśmy się do figloraju. wszystkie te zajęcia oczywiście miały na celu dostarczania małemu (i mnie) rozrywek, ale cały czas miałam z tyłu głowy to, że każde takie doświadczenie przybliża nas do sukcesu w żłobku..
 
KROK 5 - Oswajanie potwora - zostawanie bez mamy
 
Na początku Jasiu zostawał z dziadkami, a my jechaliśmy na jakieś zakupy albo szliśmy na imprezę. Znosił to bez problemu, ale ich dobrze znał. W ostatnich miesiącach, za namową kierowniczki żłobka, która udzialała nam wskazówek na zebraniu, postanowiłam powierzyć go w ręce choć trochę obcych osób (a przynajmniej takich, które widział zdecydowanie rzadziej) - czasem było to 15 minut, a czasem 3 godziny. Sąsiadka, koleżanka z pracy, ciocia, kuzynka, koleżanka z osiedla - te osoby sprawdziły się idealnie w roli "testerów" :) Mój patent był taki, że wychodziłam tuż przed jedzeniem. Ponieważ mały uwielbia jeść, gdy ciocia/wujek go nakarmili, był już praktycznie "kupiony" i nie marudził za bardzo. Widać było jednak zmianę nastroju - przy mnie więcej się śmieje, z opiekunami jest dość poważny. Cóż, w końcu ciocia to nie mama :)
 
KROK 6 - Dostosowanie harmonogramu dnia do żłobkowego
 
pracę nad tym punktem zaczęłam około miesiąca temu. Choć mieliśmy swój plan dnia, był on jednak dość ramowy, tzn zakładał pewną kolejność zdarzeń (drzemka, jedzenie, zabawa, drzemka itd..), ale nie trzymaliśmy się sztywno godzin. Tymczasem w żłobku, jak wiadomo, je się, bawi i śpi o określonych porach. Początkowo totalnie nierealne wydawało mi się, że młody miałby wytrzymać do godziny 12 bez spania, zwykle odpadał już o 10:30. Gdy jednak przed porą jego spania zaczęłam mu fundować atrakcje w postaci np. wizyty mojej siostry z bliźniakami lub wyjścia do sali zabaw, okazywało się, za zabawa tak go wciąga, że zapomina o spaniu. Zaczęłam więc wychodzić na spacery bez spania właśnie koło 10 - szliśmy na zakupy albo na huśtawki. Wracaliśmy o 11, mały dostawał drugie śniadania, jeszcze chwilę się bawiliśmy i szedł spać. Dzięki temu przeciągnięciu, drzemka wydłużyła się do dwóch godzin - nastąpiło to jednak kosztem drzemki popołudniowej.
 
KROK 7 - Ostateczny sprawdzian przed żłobkiem - pobyt w Klubie malucha
 
Jeśli tak jak ja wracacie do pracy we wrześniu i obawiacie się, że maluch nie zdąży się zaadaptować do przedszkola, możecie zapisać swoje dziecko do klubu malucha. Zazwyczaj są to małe prywatne żłobki, w których można wykupić karnet miesięczny (zazwyczaj do realizacji między 8 a 12). Ponieważ jeszcze w sierpniu byliśmy nad morzem, ostatecznie Jasiu trafił pod opiekę cioć z Happybobo tylko na dwa tygodnie. Po co to wszystko? Z doświadczeń koleżanek, których dzieci pierwsze chwile w żłobkach mają już za sobą, dziecko nie tyle adaptuje się do nowego miejsca, dzieci i cioć, co raczej do nowej sytuacji, czyli rozstania z mamą i przebywania w grupie rówieśników. Nie ma zatem znaczenia, czy przyzwyczajamy go do żłobka w żłobku, czy też chwilę wcześniej w jakiejś innej, podobnej instytucji. Pomyślałam, że dzięki wcześniejszemu pobytowi w Klubie Malucha Jasiowi będzie potem łatwiej z państwowym żłobku - w Happybobo jest mniej dzieci, także w pierwszych rozstaniach z mamą może jeszcze liczyć na indywidualne wsparcie pań opiekunek. W żłobku, gdzie będzie 29 maluchów (do tego wszystkie nowe), będzie to na pewno trudniejsze, a wręcz pewnie niewykonalne. W Klubie malucha Jasiu jest zawożony przed śniadaniem koło 8-8:30 a odbieram go o 12. Jest wtedy świeżo po obiedzie, a czasem tez po jakiejś małej drzemce. Byłam z nim tylko pierwszego dnia, na godzinę. Kolejnego został już sam i szczęśliwie obyło się bez płaczu - Jasiu po prostu rwał się do dzieci. Gdy go odbieram także nie rzuca mi się na szyję z płaczem, scena wygląda dość spokojnie. Panie mówią, że chętnie przebywa z dziećmi i nie przewidują problemów z adaptacją w państwowym żłobku. Też na to liczę.
 
Przy okazji muszę wam powiedzieć, że taki karnet godzinowy super sprawa - z perspektywy myślę sobie, że przy kolejnym dziecku (tak - już o nim myślę :P) chyba wcześniej zdecyduję się na tę opcję. Nie trzeba przecież dziecka zawozić codziennie, ale np., 3 razy w tygodniu na 3 godzinki, W tym czasie można coś załatwić (lekarz, większe zakupy, fitness, fryzjer, spanie :P itp.), a nasz maluch w tym czasie ma fajnie zorganizowany czas. No i powoli adaptuje się do żłobka :)
 
Poniżej mała fotorelacja z wyżej opisanych działań :)

Niedzielny obiadek w "Lokalu"
Weekend w Toruniu (styczeń 2015r.)
 
Pierwsze spotkanie  cioci Kasi w grudniu 2014r.

3 miesięczne chłopaki na pierwszym spotkaniu bez wózków :)
 
Jakiś miesiąc później - już nieco bardziej aktywnie :)
A tu już 8-miesięczne łobuzy a imprezce u cioci Marzeny :)
 
Zajęcia "Aktywna mama" w Fitness Klub Rytm
pierwsze zajęcia w Baby Club Cafe
 
Jasiu z tatą na Fali

Jasiu z kolegami z "Dżungli"
A jak wy przygotowywaliście swoje maluchy do żłobka / przedszkola?

7 komentarzy:

  1. Strasznie to schematyczne pani aniu myslli pani ze kazdavmatka adoptuje dziecko ???? Ma psni straszne podejscie ksiazkowe czytam pani bloga i lapie sie za glowe

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga Anonimowa! Rozumiem, że to co piszę oraz sposób w jaki to robię nie każdemu może przypaść do gustu. Celowo przedstawiam fakty schematycznie, aby osoby zainteresowane mogły w prosty sposób powielać moje doświadczenia. Taki z resztą jest cel mojego bloga, nie obiecywałam, że będzie poetycko tylko praktycznie. Co do książkowego podejścia - mówiąc szczerze nie lubię poradników, zainspirowały mnie jedynie dwie książki - Tracy Hogg "Język niemowląt", skąd faktycznie zapożyczyłam "Prosty plan dnia" oraz mało jednak poradnikowy "W Paryżu dzieci nie grymaszą", gdzie autorka wraca uwagę, jak ważne jest uczenie dziecka cierpliwości i samodzielności. Poza tym nasze podejście to wychowania Jasia to wynik dyskusji z mężem oraz oczywiście metoda prób i błędów..

    OdpowiedzUsuń
  3. chodzi o to, że Pani podejscie jest książkowe, schematyczne a ja jako 35 letnia kobieta i mama 3 dzieci moge powiedzieć, że nie da się tak jak Pani to opisuje:) Poza tym nie oszukujmy sie nie każdego stać na to żeby jadać w restauracjach a nawet jeśli kogoś stać, to gotuje w domu bo jesli się samemu gotuje - to jest to sprawdzone. Malo tego nie każdego też stać na fitness bo albo się nie ma czasu albo kasy. Ja nie wiem w jakim świecie Pani żyje ale każdy robi to, na co ma ochote.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja Aniu Ci kibicuje. I wlasnie to, ze udaje Ci sie robic wszystko książkowo jest wspaniałe i można tylko pozazdrościć. Kazda mama by chciala miec czas dla siebie, na fitness, wyjscie do restauracji czy spotkanie z innymi mamami na spacerze. I moze to jest tylko kwestia organizacji? Ja tak uważam. Wszystko da sie zrobić. Trzeba tylko zyc w zgodzie z przyzwyczajeniami swojego dziecka. Mój Adaś ma 6mcy a jak mial 3 tez byłam z nim w górach i na weekend u znajomych. Chodzimy z nim po mieście, jeździ po galeriach handlowych i zostaje z babciami na noc sam gdy my jeździmy po weselach. Wszystko da sie zrobić! Tak trzymaj! 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) i powodzenia w organizacji czasu Twojego i Adasia :)

      Usuń
  5. Plan można mieć,a później z nim różnie bywa, coś może nie wyjść, ale lepiej tak niż jak nie mieć żadnego pomysłu na zajęcie się dziećmi :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nasze Przedszkole Pomarańczowa Ciuchcia to miejsce, w którym wszystkie dzieci mogą bezpiecznie uczyć się i bawić. Ponadto wdrożyliśmy bardzo innowacyjny program nauczania. Zapraszamy!

    OdpowiedzUsuń